Chcesz poczuć się jak prawdziwy szpieg obcego wywiadu nie wychodząc z domu i używając tylko analogowego aparatu fotograficznego, taśmy klejącej i kawałka kartonu? Spróbuj wykonać mikrokropkę – malutką fotografię wielkości ziarnka grochu, która może przechowywać treść całej kartki A4.
Książki opisujące historie szpiegów, którzy korzystając z przeróżnych narzędzi i ryzykując własnym życiem odkrywając tajemnice innych krajów bywają fascynujące.
Ale okazuje się, że niektóre techniki wykorzystywane przez służby można oglądać nie tylko na dużym ekranie ale także przy odrobinie samozaparcia odtworzyć w zaciszu naszych mieszkań.
Dzisiaj historia osoby, która postanowiła stworzyć mikrofilm – korzystając z ogólnodostępnych narzędzi.
Co to jest mikrofilm? Do czego służył i jak był wykorzystywany? O tym w dzisiejszym odcinku.
Wyobraź sobie, że jest czas drugiej wojny światowej. Jesteś szpiegiem, któremu udało się uzyskać pracę na wysokim rządowym szczeblu obcego państwa.
Masz dostęp do wielu tajnych dokumentów, których treść chciałbyś przekazać władzom swojego kraju.
W obecnych czasach, taka misja przynajmniej w teorii wydaje się dużo prostsza.
Wystarczy telefon z aparatem i zaszyfrowany mail aby w mgnieniu oka podzielić się zdobytymi informacjami z osobami znajdującymi się tysiące mil od nas.
Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu – nie było to takie proste.
Nie było dostępu do kserokopiarki a żmudne przepisywanie setek stron dokumentów nie wchodziło w grę.
Aparat fotograficzny był nieco lepszym rozwiązaniem ale nie idealnym.
Klasyczne aparaty korzystały z błony fotograficznej – wykonanej z materiału światłoczułego.
Podczas wykonywania zdjęcia światło wywołuje reakcję chemiczną, której skutkiem jest powstanie na kryształach czarnych plamek, które po wywołaniu są widoczne jako ciemne miejsca.
W ten oto sposób uzyskujemy zdjęcie – dalej jednak wywołana klisza jest względnie duża.
A rozmiar – zwłaszcza w kontekście szpiegostwa ma znaczenie.
Te zdjęcia musimy bowiem w jakiś sposób wysłać dalej. A im większy rozmiar – tym większa szansa, że ktoś zauważy co wysyłamy.
Nie możemy bowiem mieć stuprocentowej pewności, że poczta nie otworzy naszego listu.
Albo, że nie trafi on w ręce wrogów.
I tak narodziła się idea mikrokropki, mikropunktu lub generalnie mikrofilmu.
Jest to punkt o średnicy około 1 milimetra, wykonany przez specjalne urządzenie będące połączeniem aparatu i mikroskopu.
Taka kropka zawiera zminiaturyzowane dane tekstowe lub fotografie.
Dzięki tej technologii kartkę formatu A4 można było zmieścić w pojedynczej kropce, która wielkością przypomina kropkę wykonaną przy pomocy maszyny do pisania.
Pierwsze próby miniaturyzowania przesyłanych informacji za pomocą mikrofotografii podjęto w 1871 r. podczas wojny francusko-pruskiej, kiedy to przesyłano raporty do oblężonego przez Niemców Paryża w postaci prostokątów o wymiarach 3 cm × 4 cm.
Prawdziwi szpiedzy mieli do swojej dyspozycji specjalne aparaty.
Jedyną kamerą tego rodzaju o której oficjalne mówiło CIA jest MK IV.
Urządzenie o szerokości 25 milimetrów było zdolne do wytworzenia 12 mikrokropek na okrągłym filmie.
Obiektyw urządzenia wyglądem przypominał guzik od płaszcza co ułatwiało jego schowanie w warunkach bojowych.
Tak stworzony mikrofilm trzeba było jeszcze ukryć – aby w przypadku przeszukania zminimalizować ryzyko nakrycia na gorącym uczynku.
Pomysłów na realizację tego zadania było mnóstwo.
Wiemy o pierścionkach ze specjalną odkręcaną komorą.
Wykorzystywano też monety z dodatkowymi małymi przegródkami.
Kropkę można też było przykleić pod znaczkiem pocztowym, bądź też wkleić ją do tekstu drukowanego gdzie wyglądała jak zwykła kropka.
Dzięki temu zwyczajna kartka pocztowa mogła zawierać dziesiątki tajnych stron dokumentów.
Oczywiście do odczytania tych informacji również był potrzebny specjalny sprzęt.
W zależności od warunków, w których był on używany różnił się rozmiarem.
Stacjonarnie, w siedzibie CIA używano czegoś na wzór mikroskopu.
W terenie natomiast korzystano z miniaturowych lup.
Szkło powiększające mogło być także schowane w wiecznym piórze, które rozkręcano na 3 osobne elementy.
Mogło też wyglądać jak nieco większy guzik.
Wszystko to brzmi interesująco, ale czy można odtworzyć tą technikę bez specjalnego sprzętu i szkolenia?
Ciężko znaleźć informacje na temat metod tworzenia mikrokropek ponieważ dalej są one traktowane jako metody operacyjne, które mogą być wykorzystywane w terenie.
Nasz bohater, odpowiedź na swoje pytanie odnalazł w książce Ultimate Spy.
Opisano tam tak zwaną metodę brytyjską,
Składa się ona z dwóch faz. W pierwszej – tworzymy mikrofilm o wielkości około dwóch centymetrów.
W drugiej fazie ten rozmiar możemy ponownie zmniejszyć do około 2 milimetrów.
Będziemy potrzebowali kilku przedmiotów.
Analogowego aparatu fotograficznego, czarno-białej kliszy 35 milimetrowej oraz noża.
Naszą kliszę będziemy też musieli wywołać.
Zakładam, ze mało kto w obecnych czasach (o ile nie jest fanem fotografii) posiada studio fotograficzne.
Na szczęście zadanie to można zlecić wyspecjalizowanym zakładom fotograficznym.
Nasz przygotowany dokument, który chcemy sfotografować umieszczamy na podłodze.
Następnie próbujemy zrobić mu zdjęcie z góry, tak aby cały obszar wizjera był zajmowany przez kartkę papieru.
Ponieważ i tak musimy wywołać cały film – operację możemy powtórzyć kilkukrotnie – aby uniknąć ryzyka, że wywołane zdjęcie wyjdzie nieostre a tym samym nieczytelne.
Operację możemy powtórzyć, próbując wykonać zdjęcie z jeszcze wyższej wysokości – na przykład stając na krześle lub taborecie.
Teraz kliszę zanosimy do zakładu fotograficznego.
Nie interesują nas wywołane zdjęcia – ponieważ ich rozmiar jest liczony w centymetrach.
Chodzi nam tylko o wywołaną kliszę.
Przy pomocy nożyczek wycinamy nadmiar ciemnego pola, które jest skutkiem naszego złego kadrowania.
W ostatecznym rozrachunku powinniśmy otrzymać prostokąt zdecydowanie mniejszy niż kartka A4.
W zależności od wysokości jakiej użyliśmy do wykonania zdjęcia może to być coś pomiędzy 4 a 2 centymetrami.
Całkiem nieźle jak na domowe standardy.
Taki dwucentymetrowy mikrofilm można schować pod znaczek pocztowy i wysłać rodzinie bądź znajomym.
Ciekawe ilu z nich zauważy, że coś znajduje się pod znaczkiem pocztowym.
Taki film jest na tyle duży, że do jego odczytania nie potrzebne są żadne dodatkowe narzędzia.
Wystarczy nasz tajny dokument unieść delikatnie w kierunku światła aby móc odczytać znajdujący się tam dane.
Za nami faza pierwsza. Pora na fazę drugą – dzięki której otrzymamy coś o dużo mniejszych rozmiarach.
Tym razem potrzebujemy dodatkowych elementów.
Czarnego kartonu, taśmy klejącej oraz źródła światła.
W kartonie wycinamy otwór, który idealnie pomieści nasz wcześniej wywołany film.
Całość mocujemy taśmą klejącą aby mogła się utrzymać w prawidłowej pozycji.
Alternatywną, droższą opcją jest użycie mounting board
.
Jest to specjalna płyta piankowa, na zewnątrz pokryta okładziną kartonową.
Środek natomiast jest wykonany z miękkiej pianki.
Dzięki tej piance możliwe jest utrzymanie filmu w wyciętym otworze bez udziału taśmy klejącej.
Teraz podświetlamy nasz karton od tyłu.
Dzięki temu nasz tekst na negatywie widoczny jest jako biały tekst na czarnym tle.
Teraz – ponownie wykonujemy zdjęcie naszego kartonu z odległości około 127 centymetrów.
Jeżeli nasz aparat złapał odpowiednią ostrość – po wywołaniu kliszy powinniśmy otrzymać małą kropkę na białym tle – nasz prawdziwy mikrofilm.
Teraz przy pomocy mikroskopu możemy zweryfikować czy jest ona czytelna.
Może się okazać, że nie wszystko uda się za pierwszym razem.
Autor sugeruje aby eksperymentować z różnymi odległościami a także wykonywać po kilka zdjęć – tak aby autofocus za każdym razem ustawiał się w nieco innej pozycji.
Idealne ustalenie ostrości na tak małym elemencie nie jest trywialnym zadaniem i może wymagać nieco wprawy.